Powtórka z ABBY (Mamma Mia! Here We Go Again)

Kiedy pierwsza "Mamma Mia!" wchodziła na ekrany kin byłam dosyć sceptyczna. Sceptyczna i początkowo poirytowana, że oto wielka aktorka Meryl Streep zniżyła się do poziomu musicalu, w którym główną rolę - obok niej - grały piosenki zespołu ABBA. Utwory szwedzkiego zespołu zawsze wydawały mi się dobre jedynie na mocno zakrapiane imprezy, na których tańczy się do wszystkiego, bo jest się już na tyle wstawionym, że już nie jest ważne co się dzieje. Haha.
Na szczęście, okazało się, że "Mamma Mia!" obok Meryl Streep była obsadzona fantastycznie, piosenki były świetnie zaaranżowane i film sam w sobie oglądało się bardzo przyjemnie.
Minęło 10 lat i fabryka jaką jest Hollywood przypomniała sobie, że nie zabija się kur, które znoszą złote jajka i przyszła najwyższa pora na kontynuację hitu z 2008 roku. 

Już od początku filmu serwuje się nam mega wiadomości. Oto Sophie podobnie jak jej mama lata temu chce otworzyć hotel na małej greckiej wyspie, do tego podobnie jak jej mama dawniej - Sophie spodziewa się dziecka. Równolegle do historii Sophie, poznajemy historię młodej Donny - jak dostała się do Grecji, w jakich okolicznościach poznała trzech ojców Sophie i którego z nich (mogłoby się wydawać) naprawdę kochała, a który złamał jej serce.
I tak jest komedia i dramat, i piosenki ABBY, i piękna Grecja... i Cher (sic!).
I w tym garncu, w którym pełno jest WSZYSTKIEGO, za dużo jest kiczu a za mało tego czegoś.

Część scen/piosenek wygląda niemal tak źle, jakby zostały wyprodukowane na potrzeby polsatowskich "Trudnych Spraw". Młodzi Donna i Harry śpiewający "Waterloo" to chyba najgorsza scena w całym filmie. No, może gorsze są tylko te z udziałem Cher, której twarz, niczym z kamienia, nie wyraża absolutnie żadnych emocji. Do tego dodajmy głos, który też już ma za sobą najlepsze czasy i mamy garstkę niezręcznych scen, które trudno się ogląda.
Na duży plus zasługuje w tym miejscu Lily James (młoda Donna), która nie tylko zagrała (według mnie, ale kimże ja jestem by oceniać!) najlepiej spośród nowych członków obsady, ale też zaśpiewała najlepiej ze WSZYSTKICH! Ach, nie potrafię ubrać w słowa zachwytu nad nią, ale ja tak mam już od czasu "Baby Driver", ups. 

Wielkich oczekiwań co do tego filmu nie miałam, a i tak jestem nim rozczarowana. Film stawiam na półkę o nazwie "Festiwal Kiczu" i jeśli kiedykolwiek skuszę się na ponowne obejrzenie tego "dzieła" to będzie to tylko dlatego, że Lily James jest absolutnie fantastyczna!


---
"Mamma Mia! Here We Go Again", reż. Ol Parker, 2018

Komentarze